środa, 1 kwietnia 2015

No to...

 Witajcie moi drodzy parafianie (nie pytajcie, odjebało mi) przychodzę do was z dwoma zacnymi ogłoszeniami parafialnymi (no fucking way, Sherlock).
1. Zawieszam bloga do końca maja...
  Powodem tego jest to, że mam obecnie niezły mętlik w głowie i nie potrafię się skupić na pisaniu jakichkolwiek rozdziałów. Od dwóch tygodni napisałam zaledwie 4 ZDANIA. I dupa. Zacięłam się. Wiem co chcę napisać, ale nie umiem tego przelać w odpowiedni sposób na rozdział :( także ten, w maju next

2. Blog będzie przechodził renowację
 Jak głosi duża czcionka słuchając jakieś "przeboju" Meghan Trainor (szczerze nienawidzę takiego rodzaju muzyki jaki ma Meghan, no ale cóż) wpadłam na pomysł żeby diametralnie zmienić bloga. Nie tyle co pod względem fabuły bo ją mam zaplanowaną od początku do końca (ps. Będzie drugi sezon opowiadania, ale do niego jest far)
  1. Zmieni się wygląd bohaterów i ich opisówki
  2. Zmieni się wygląd bloga
  3. Zostaną dodane i zaktualizowane niektóre zakładki
  4. Postaram się poprawić błędy w rozdziałach
 
TO NIE ŻART PRIMA APRILISOWY.
KATARZYNA MOŻE POTWIERDZIĆ, ŻE PLANOWAŁAM TO JUŻ OD KILKU DNI
 
Do maja!
~ Gossip Girl

piątek, 20 marca 2015

Rozdział 9

- Daleko jeszcze? - jęknęłam, przeciągając ostatnią samogłoskę. Widocznie denerwowałam blondyna zadając to samo pytanie któryś raz z rzędu.
- Nie - słysząc ton Lynch'a zaśmiałam się pod nosem. Przypominał zbulwersowane dziecko, które nie dostało lizaka.
- Długo jeszcze? - zachichotałam, próbując wyprowadzić chłopaka z równowagi.
- Możesz się zamknąć? Powiedziałem, że już nie długo - warknął, nerwowo przeczesując blond czuprynę.
- No i tak mnie lubisz - powiedziałam dumnie, poprawiając niesforny kosmyk włosów.
- Kto ci to powiedział? - prychnął nie odwracając się w moją stronę.
- Nikt, ale ty sam mi to doskonale okazujesz - zaczęłam tłumaczyć, jednak przerwał mi dźwięk przychodzącej wiadomości. Wyjęłam z kieszeni telefon i przejechałam opuszkiem kciuka po ekranie. Od razu wyświetliła mi się wiadomość od Carter'a.

Od: Carter
 Właśnie widzę jak źle się czujesz, Jasmine. Jestem w twoim domu, a ciebie tutaj nie ma. Okłamałaś mnie.

 Spieprzyłam, po całej linii spieprzyłam. Okłamałam osobę, na której mi zależy tak cholernie mocno. Na Ross'ie też ci zależy. Nie zależy mi na nim! Nic do niego nie czuję. Wszystko się wali.

Od: Carter
  Mogłabyś mieć chociaż na tyle odwagi, żeby mi to jakoś wyjaśnić.

 Kolejna wiadomość łamiąca moje serce. Co ja mam mu powiedzieć? " Hej Carter, okłamałam cię i wyszłam gdzieś z twoim znajomym, którego tak naprawdę znam od kilku dni"? To żałosne tak samo jak ja. Schowałam telefon do kieszeni, po czym ukryłam twarz w dłoniach. Usiadłam na krawężniku, podciągając kolana pod brodę.
- Wszystko w porządku? - usłyszałam za sobą. On wszystko zepsuł. On miał w tym tylko połowiczny udział. Gdyby nigdy nie wlazł z buciorami w moje życie, to nic nie uległo by zmianie i to co się wydarzyło nie miałoby miejsca. Powinnaś mu stopy całować za zmianę twojego życia na ciekawsze. Może masz rację.
- Jas? - ponownie zapytał, na co ja pokręciłam przecząco głową i podałam mu telefon. Nastała chwilowa cisza, przerywana tylko szumem wiatru - wyjaśnię mu to, nie martw się, Księżniczko.
- N..nie - zająknęłam się spoglądając na blondyna - poradzę sobie jakoś. Wracam do domu.
- Odprowadzę cię.
- Ross, nie - pokręciłam głową, wstając. Nic więcej nie mówiąc, skierowałam się w stronę mojego domu. Przez całą drogę kopałam jakieś małe kamyczki, nawet nie podnosząc wzroku. Gdy dotarłam pod dom, zauważyłam siedzącego pod drzwiami bruneta. Co ja zrobiłam? Podeszłam do niego bliżej i kucnęłam tuż przed nim, opierając dłonie o jego kolana.
- Przepraszam - powiedziałam, spuszczając głowę.
- Jest w porządku, tylko wytłumacz dlaczego mnie okłamałaś - spojrzał na mnie swoimi smutnymi, szczenięcymi oczami, w których można było utonąć.
- Ja naprawdę nie chciałam. Gdy wyszłam z twojego domu, podbiegł do mnie Ross i zaproponował, że gdzieś mnie zabierze, to ja głupia się zgodziłam.
 Chłopak zamknął mnie w szczelnym uścisku, wtulając twarz w moje ciemne włosy.
- Nie chcę cię stracić - wyszeptał, gładząc moje plecy.
- Rozumiem - przymknęłam oczy, rozkoszując się chwilą.
- Słodko razem wyglądacie - usłyszałam za sobą. Ten głos. Ross Lynch.
- Po co przyszedłeś? - zapytałam, odsuwając się lekko od Evans'a.
- Obiecałem, że coś ci pokaże, a ja obietnic zawsze dotrzymuję - wzruszył ramionami tak obojętnie, jakby to było coś oczywistego. Zerknęłam prosząco na Carter'a, a on prawie nie widocznie skinął głową i musnął ustami mój policzek.
- Baw się dobrze - uśmiechnął się lekko i puścił, lekko pchając w stronę blondyna. Zachichotałam pod nosem i podeszłam bliżej Lynch'a.
- Więc chodźmy - odparłam pewna siebie.

***
EHE już nie chcę mi się go dalej pisać, więc scenka Ross i Jas będzie w rozdziale 10
jezu nie jestem dobra w paringach ;-;
czy jest ktoś w stanie wymyślić połączenie ich imion, które nie będzie brzmiało idiotycznie?
Z góry dziękuję, do zobaczenia, napisania
 
~Gossip Girl

niedziela, 15 marca 2015

Rozdział 8

- Dziewczyny poznajcie mojego przyjaciela, Ross'a. Ross, to jest moja dziewczyna, Jasmine i jej przyjaciółka, Lucy - przedstawił nas Carter. Miałam wielką ochotę powiedzieć "Znamy się, a tego dupka poznałam z klubie." Nazywasz go dupkiem pomimo tego, że podświadomie go lubisz. Bezsensu. Nawet największy bezsens ma sens moja miła podświadomości. I znowu wdaje się w dialog z samą sobą. Czuję się dziwna.
- Bardzo miło mi ciebie poznać - wymusiłam uśmiech, podając Ross'owi rękę. Widziałam w jego oczach to zdziwienie towarzyszące sytuacji.
- Mi również - wie o co chodzi. Gramy to samo.
- Carter, weź ze sobą Lucy i idźcie do salonu. Ja i mój nowy przyjaciel przyjdziemy za chwilę.
- Jasne, to my czekamy - brunet pociągnął Fray za rękaw do salonu, zostawiając mnie i blondyna samych. Gdy tylko Evans zniknął za ścianą, przybrałam obojętną mimikę twarzy.
- Co ty tutaj robisz? - zapytałam oschle, na co Lynch parsknął śmiechem - i z czego rżysz kretynie?
- Z ciebie, twoja mina gdy się złościsz - bezcenna. Jak możesz się domyślić, jestem u przyjaciela w odwiedzinach.
- No coś ty - zironizowałam.
- Głupie pytanie, głupia odpowiedź, moja droga - wzruszył ramionami.
- Mógłbyś byś chociaż raz nie być taki... no po prostu taki - żywo gestykulowałam rękami.
- "Taki" czyli jaki konkretnie? - uniósł pytająco brew.
- Głupi, denerwujący, arogancki, chamski, sarkastyczny... - zaczęłam wymieniać, a blondyn zatkał mi usta dłonią, abym ucichła.
- Dobra, zrozumiałem.
- Miałam jeszcze trochę takich epitetów.
- Domyślam się, ale żadne nie było by wulgaryzmem, Księżniczko. Jesteś zbyt grzeczna i ułożona.
- Czy twój słownik ogranicza się wyłącznie do tego idiotycznego przezwiska? Bo wiesz, ja mam imię.
- No nie wiedziałem - udał zaskoczenie - będę cię nazywał jak chcę, a ty nie masz na to wpływu.
- Świetnie - warknęłam pod nosem.
- Idziecie do nas, czy nie? - usłyszałam za sobą głos Carter'a. Wzięłam głęboki wdech i odwróciłam się do bruneta przodem. Posłałam mu niewymuszony uśmiech, zakładając zbłąkane pasmo włosów za ucho.
- Carter, ja pójdę do domu, bo źle się czuję - podeszłam do chłopaka, stanęłam na palcach i cmoknęłam w policzek.
- Odprowadzę cię - szepnął, przyciągając mnie do siebie.
- Nie trzeba. Jestem dużą dziewczynką, poradzę sobie - lekko się uśmiechnęłam i wyszłam z domu, żegnając się wcześniej z Fray. Szłam przed siebie nucąc pod nosem jakąś melodię, która wpadła mi w ucho, podczas odsłuchu płyty od Ross'a. Znowu o nim myślę, chociaż nie powinnam. Głupia, doskonale wiesz, że ten blondyn to jakaś grubsza sprawa. Nieprawda. Prawda.
- Jasmine, zaczekaj! - usłyszałam za sobą dobrze mi znany głos.
- Zostaw mnie! - krzyknęłam, nawet nie patrząc za siebie. Nagle czyjeś ręce oplotły mnie w pasie i pociągnęły do tyłu. Wpadłam na jego klatkę piersiową z taką siłą, że aż zabrakło mi tchu.
- Spokojnie, trzymam cię i nie puszczę - wyszeptał, przytulając mnie do siebie mocniej. Jego barwa głosu przyprawiała mnie o przyjemne dreszcze.
- Dzię.. dziękuję, że mnie złapałeś - zająknęłam się.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Miałem cię gdzieś dzisiaj zabrać, pamiętasz?
- Tak, oczywiście - odchrząknęłam, stając o własnych siłach.
- Świetnie - po jego twarzy błąkał się tajemniczy uśmiech.
- Skąd mam wiedzieć, że nie chcesz mnie zostawić gdzieś w lesie, na pastwę tych wszystkich, nocnych żyjątek?
- Stąd, że zrobiłbym to przy pierwszej możliwej okazji - parsknął śmiechem - chodź już, po drodze wstąpimy gdzieś jeszcze.
- Nie lubię niespodzianek - jęknęłam.
- Wiem, Księżniczko - nie wiem gdzie chce mnie zabrać, ale ufam mu...
 
 
***
Przepraszam za taką wielką obsuwę czasową z dodaniem rozdziału, ale wiecie, nie sprzyjające mi warunki na tym sporo zaważyły.
Blogger dwukrotnie usunął mi napisany rozdział i ja już nie miałam siły po raz kolejny pisać tego w całości, więc reszta akcji będzie w rozdziale 9, który pojawi się już normalnie w następną niedzielę, jak sądze :)
więc do napisania moje miśki i zapraszam was na moje pozostałe blogi
więc obserwujcie i komentujcie :D
 
~Gossip Girl


niedziela, 1 marca 2015

Rozdział 7


 Obracałam w dłoniach podarunek od blondyna. Nadal pozostawał nierozpakowany, sama nie wiem tak naprawdę dlaczego. Po prostu siedziałam na łóżku i tempo wpatrywałam się w złoto-czerwony papier. Co on mógł mi dać?
"Rozpakuj, to się dowiesz" - podpowiadała mi podświadomość i to było najbardziej trafne wyjście z sytuacji. Głęboko westchnęłam, po czym zaczęłam rozrywać ozdobne opakowanie. Miałam w rękach zwykłe, niewielkie pudełko. Uchyliłam jego wieczko i w środku zobaczyłam dwa kolejne pakunki. Jedno było naprawdę niewielkie, a drugie wyglądało jak opakowanie płyty CD. Wyciągnęłam mniejsze i otworzyłam. Na śnieżnobiałej poduszeczce leżał łańcuszek z drobną zawieszką w kształcie gitary elektrycznej. Uśmiechnęłam się do siebie i delikatnie chwyciłam naszyjnik, a po chwili spoczywał na mojej szyi. Wzięłam drugie pudełko i otworzyłam. Nie pomyliłam się. W środku była płyta, na której widniał napis "Koniecznie odtwórz~Rossy". Zaśmiałam się pod nosem, po czym wstałam z materaca i włożyłam płytę do odtwarzacza. Po całym pokoju rozniósł się dźwięk gitary elektrycznej. Melodię kojarzyłam z magazynu, do którego chłopak mnie zabrał. Leżałam wpatrzona w sufit, wsłuchując się w piosenki. Chwyciłam do ręki telefon i zaczęłam pisać wiadomość do blondyna.

Do: Ross   20:13
 Niezły ten twój prezent :)

Od: Ross   20:13
  Podoba się?

Do: Ross   20:14
  Jasne, te piosenki są świetne, ale jednak nadal wolę klasykę

Od: Ross   20:14
  Zamilcz. Nie znasz się. Trzeba będzie nad tobą popracować. Do jutra belle xx

 Uśmiechnęłam się lekko i odłożyłam urządzenie na szafkę nocną. Ten człowiek mnie fascynował bardziej niż powinien. Nie znał mnie, ale jednak zabrał do tego magazynu i pokazał jak to wygląda. To było miłe. Zdecydowanie, bardzo miłe. Chwila. Napisał "do jutra", czyli następnego dnia też ma zamiar przyjść.
***
 Uniosłam się na łokciach rozglądając po pomieszczeniu. Za oknem już świeciło słońce, czyli musiało być około 12. Nadal byłam w tych samych ubraniach co dzień wcześniej, czyli musiałam zasnąć słuchając muzyki. Sobota. Wolność. Poprawka. Brak wolności - szlaban.
- Jaśnie pani wstała. Mam bić brawa? - usłyszałam głos Lucy. Odwróciłam głowę w stronę kanapy, stojącej pod oknem naprzeciwko łóżka. Faktycznie siedziała tam blondynka z rękami założonymi na piersi.
- Autografy na prawo, zdjęcia na lewo. Bez fleszy proszę - wytknęłam jej język - jak tu weszłaś?
- Twoja mama mnie wpuściła - wzruszyła ramionami.
- Żartujesz?
- A wyglądam? Nie. Nie zadawaj głupich pytań, bo mnie też to zdziwiło. Z tego co pamiętam, pojechała gdzieś.
- Dziwne, ona nigdy nie wyjeżdża - zamyśliłam się.
- Może kogoś poznała, ale nie chce ci powiedzieć - zasugerowała blondynka.
- Nie sądzę, to nie w jej stylu.
- Skąd wiesz, jest taka możliwość, ale koniec tematu. Wstawaj i sprawdź telefon, bo ktoś się dobija.
- To pewnie Ross - mruknęłam pod nosem, szukając urządzenia.
- Ross? Ten o którym mówiłaś? - zachichotała - wyczuwam romans - zanuciła, uśmiechając się szeroko.
- Głupia - podsumowuje, po czym dodaje - jestem z Carterem i nie mam zamiaru tego zmieniać.
- Szkoda, jeżeli to ten blondyn, który ciebie wczoraj odprowadzał, to tracisz wiele.
- Skąd o tym wiesz? - uniosłam brwi pytająco.
- Ja wiem wszystko, Jasmine. Zbieraj się i idziemy do twojego kochasia.
 Przewróciłam oczami i wstałam niechętnie z łóżka, kierując się w stronę ogromnej, białej szafy. Wyciągnęłam z niej pierwszą lepszą sukienkę i poszłam do łazienki. Po kilkunastu minutach wróciłam z powrotem do pokoju. Zastałam tam blondynka, która nadal nie zmieniła swojego położenia od czasu mojego wyjścia i znudzona przeglądała coś w telefonie. Wyrwałam jej z rąk urządzenie i tym samym zauważyłam, że to był mój telefon.
- Powiem ci, że ciekawe te twoje sms'y z Ross'em - zaśmiała się, a ja zgromiłam ją wzrokiem.
- Zamknij się - prychnęłam.
- Księżniczka mnie obraziła, historyczne wydarzenie - dała mi kuksańca w żebra.
 Nazwała mnie księżniczką. Tak nazywał mnie tylko Lynch. Och, stop. Nie myśl o nim, Jas. To zwykły idiota, mający dobry gust muzyczny. Dosyć. Nie wracam do tego. Może jednak nie kochasz Carter'a? Głupi głosik w głowie. Nie będę znowu prowadzić dialogu, a raczej monologu z samą sobą. To idiotyczne. Tak samo jak ty. Daj mi spokój.
- Chodź - Fray pociągnęła mnie za nadgarstek do wyjścia. Czy chciałam tam iść? Nie wiem. Nie miałam pewności. Szłyśmy w ciszy. Tzw. niezręczna cisza dopadła i nas. Blondynka co jakiś czas otwierała usta, jednak po chwili je zamykała, jakby zapomniała co chciała powiedzieć. To takie denerwujące. W końcu docieramy do domu bruneta. Zapukałam lekko w drzwi i zrobiłam jeden krok do tyłu. Drzwi się uchyliły.
- Um, cześć? - Ross?!
***
I tym oto akcentem kończymy :D
Katarzyna zna mój plan o co będzie chodziło więc enjoy i domyślajcie się! ;)
Jutro do szkoły ;-; ratujcie mnie
R. I P. Ferie 2015 [*]
Do napisania!
 
~Gossip Girl

środa, 25 lutego 2015

Rozdział 6

- Czy ciebie do końca pogrzało?! - krzyknęłam do niego.
- Nie zbyt, Księżniczko. Mówiłem, że poprawimy twój gust muzyczny - wzruszył ramionami, uroczo się przy tym uśmiechając. Chwila. Stop. To nie było urocze. To było irytujące. Tak, genialne określenie.
- Ja na mój gust nie narzekam, więc ty tym bardziej powinieneś dać mi święty spokój - wyrzuciłam ręce w górę, w geście oburzenia. Chłopak zaczął się śmiać jak opętany - co ciebie tak bawi?
- Ty i twoje reakcje, poza tym, jak się denerwujesz, to uroczo marszczysz nos.
- Wcale, że nie - oburzyłam się.
- Taa jasne, a teraz rusz się i chodź tutaj. Nie będę tak sterczał aż jaśnie pani zechce mnie zaszczycić swoją obecnością.
- Nigdzie nie idę - odeszłam od okna i usiadłam na podłodze, opierając się plecami o łóżko. Przymknęłam oczy i zaczęłam rytmicznie uderzać palcami o białe drewno, na którym siedziałam. Nagle czyjeś ręce obwinęły się wokół mojej talii i zostałam uniesiona do góry. Zaczęłam się szarpać i krzyczeć.
- Puść mnie, cholera no.
- Nie - odpowiedział lakonicznie. Jak ten chłopak doprowadza mnie do szału. Jest po prostu niemożliwy. Współczuję jego rodzinie, znajomym, dziewczynie. Właśnie, ciekawe czy ma dziewczynę. Uh, o czym ty myślisz Jasmine? Jesteś idiotką, a on ci się podoba. Głosik ma rację w tym pierwszym, ale drugim wcale. Tak, tak, okłamuj samą siebie dalej. Szliśmy, a raczej od szedł, ponieważ ja zostałam przerzucona przez ramię i tak zwisam, w nieznanym mi kierunku.
- Daleko jeszcze? - mruknęłam, uderzając pięściami o jego plecy.
- Zaczyna się - mogę się założyć, że przewrócił oczami - jeszcze trochę.
- Wiesz, że umiem chodzić sama, prawda? - zironizowałam, a blondyn się roześmiał.
- Wolę cię nieść, bo jeszcze uciekniesz i tyle będzie z mojej dobroci.
- Nie potrzebuję jej, jakbyś nie zauważył.
 Dla zabicia czasu, rozglądałam się po okolicy, przez, którą przechodziliśmy. Jedna z biedniejszych dzielnic Londynu, ale widocznie coś musiało się tam znajdować skoro Ross mnie tu przyprowadził. Ludzie wyglądali zza zabrudzonych zasłon na ulicę, gdzie biegały umorusane dzieci. Gdzieniegdzie widziałam ludzi na oko, będących w moim wieku. Nie wiem czy byłabym w stanie tu mieszkać.
 Po pewnym czasie doszliśmy do jakiegoś magazynu i wreszcie stanęłam na ziemi. Blondyn trącił mnie w ramię i ruszyliśmy do środka. Z wewnątrz budynku wydobywała się muzyka. Bardzo wpadała w ucho i od razu zaczęłam jej melodię.
- Save Rock And Roll.
- Hmm?
- To tytuł tej piosenki - uśmiechnął się ciepło - skoro ona ci się podoba, to z twoim gustem nie jest tak źle jak mi się wydawało.
- Mój gust, a zwłaszcza muzyczny jest bardzo dobry.
- Więc czego słuchasz na co dzień - objął mnie ramieniem, przez co spiorunowałam go wzrokiem. Nadal mnie obejmował, czyli to go nie zraziło.
- Bach, Mozart... - zaczęłam wymieniać, jednak nie było mi dane skończyć.
- Zamilcz beznadziejna istoto - roześmiał się - ich się wymieni na coś znacznie lepszego - puścił mi "perskie" oczko. Podeszliśmy do wielkich drzwi, prowadzących do środka budynku. Chłopak otworzył przede mną drzwi i mruknął coś w rodzaju "panie przodem". Wewnątrz była masa ludzi. Wszystko było takie młodzieżowe, radosne, po prostu zero jakiejkolwiek powagi, tak jakby to słowo w ogóle dla nich nie istniało. Ta atmosfera była genialna. W niektórych miejscach stały kanapy, na których siedziały grupki nastolatków, co chwilę wybuchających śmiechem.  Budynek miał kilka pięter, na każdym się coś znajdowało. To był zwykły magazyn przerobiony przez kilkunastu nastolatków. Pomysłowe.
- Ilu was tutaj jest.
- Dwustu jak nie więcej - wzruszył ramionami, idąc przed siebie.
- Robi wrażenie.
- Jak się tutaj mieszka na co dzień, przestaje robić jakiekolwiek wrażenie. Uznaje to jako codzienność, tak samo jak moje rodzeństwo czy przyjaciele.
- Fajne mieszkanko. Bardzo przestrzenne - zaśmiałam się, a Ross mi zawtórował. Weszliśmy na pierwsze piętro, gdzie skręciliśmy do jakiegoś bocznego pokoiku. Wyglądało na sypialnie chłopaka. Na środku wielkie, dwuosobowe łóżko pokryte jaskrawożółtą pościelą, w rogu szafa i obok biurko, na których stał włączony laptop. Blondyn podszedł do stołu i wyciągnął coś z jednej z półek, po czym odwrócił się w moją stronę. Z uśmiechem wręczył mi niewielkie pudełko.
- Rozpakuj jak wrócisz do domu i masz go koniecznie użyć - rozkazał, na co ja skinęłam głową.
- Dziękuję, ale chciałabym już wrócić, bo będę mieć jeszcze większe kłopoty niż teraz.
- Jasne, odprowadzę cię - odparł szybko.
***
- Mam nadzieję, że to ci się spodoba - powiedział, szeroko się uśmiechając.
- Zobaczymy, na pewno ci powiem jak to oceniam - uniosłam pakunek do góry.
- Więc do zobaczenia, belle - cmoknął mnie przelotnie w policzek i odszedł. Stałam w osłupieniu. Czy to miało miejsce? A może to tylko sen i moja podświadomość tylko płata mi figle. Na podjeździe nie było auta mamy, czyli jeszcze nie wróciła. Moje szczęście. Weszłam do środka i pognałam do mojego pokoju. Chwyciłam leżący na łóżku telefon i odblokowałam. Wyświetliło mi trzy nieodebrane połączenia i dwie wiadomości od Carter'a oraz jedna wiadomość od Lucy. Najpierw otworzyłam sms'a od blondynki.
 
Od: Fray  18:26
 Dziewczyno odbierz od Carter'a, bo mnie tutaj zabije tymi wiadomościami, że się do niego nie odzywasz O.O
 
 Zaśmiałam się do siebie i szybko odpisałam.
 
Do: Fray  19:49
 Wybacz, wyszłam z domu i nie wzięłam telefonu. Już do niego dzwonię ;)
 
Od: Fray  19:50
 Niegrzeczna dziewczynka wyszła bez pozwolenia mamusi. Moja krew ;) no dzwoń do swojego kochasia bo nie wytrzymam nerwowo
 
 Wybrałam numer do chłopaka i czekałam aż odbierze. Pierwszy sygnał. Drugi. Trzeci. Czwarty. W słuchawce usłyszałam jego głos, z którego wnioskowałam, że był zaspany.
- Hej Piękna.
- Cześć. Uhh, przepraszam, że nie odbierałam, ale wyszłam z domu i zostawiłam telefon.
- W porządku. Chciałabyś jutro wyskoczyć do kina czy coś?
- Mam szlaban.
- Ale to mi w niczym nie przeszkadza. Będę u ciebie około 19:00. Do zobaczenia.
- Wy mnie zdemoralizujecie. Pa.
 
 Wszyscy chcą coś we mnie zmienić, może to dobre rozwiązanie.
 
***
Ten rozdział jest taki teoretycznie o niczym, przejściowy
co nie oznacza, że macie nie komentować, wręcz przeciwnie
KOMENTUJCIE, WSZYSCY KTÓRZY TO PRZECZYTAJĄ
także to na tyle miśki
do zobaczenia wkrótce!
Ps. Dołączajcie także do obserwatorów bloga ;)
 
Gossip Girl


sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 5

Uwaga rozdział będzie miał najbardziej ambitne rozpoczęcie jakie dotychczas widzieliście.
 
  Smętnie dłubałam frytką w ketchupie, podpierając brodę ręką. Siedziałam przy stoliku sama jak palec. Moi przyjaciele zniknęli gdzieś po biologii i nie widziałam gdzie poszli. Z resztą, pewnie nawet gdyby nie pobiegli gdzieś, nadal bym w samotności maltretowała tego głupiego ziemniaka. Czego ty się spodziewałaś, co? Że rzucą ci się w ramiona i będą całować po rękach? Moja własna podświadomość mnie dobija. Co za idiotyzm. A jakie prawdziwe. W porządku, zrozumiałam już samą siebie. Rozglądałam się po stołówce, przypatrując się dokładniej co niektórym osobom. Nie było w nich nic specjalnego. Kujon. Kapitan szkolnej drużyny. Jakaś sztuczna lala. Wszystko było takie zwyczajne. Telefon leżący obok mnie na stole zawibrował, a jego ekran się rozświetlił, oznajmiając nową wiadomość. Chwyciłam urządzenie i odblokowałam. Spodziewałam się kto do mnie napisał. I się nie pomyliłam.

Od: Dupek    10:07
 Znowu mnie ranisz swoimi słowami, Księżniczko. Dlaczego ja ci nadal wybaczam? Ach no tak, trzeba poprawić twój gust muzyczny :-)

 Prychnęłam pod nosem, czytając wiadomość. Co za kretyn.

Do: Dupek   10:08
 Skąd ty w ogóle masz mój numer, dupku?

Od: Dupek   10:08
 Istnieje taka magiczna rzecz nazywana książką telefoniczną. Słyszała Księżniczka o takim czymś?

Do: Dupek   10:09
 Oczywiście, że słyszałam...

 I na tym zakończyła się nasza rozmowa, ponieważ chłopak już nie odpisał. No trudno. Nie będę za nim tęsknić. Wrzuciłam zmaltretowaną frytkę do opakowania z resztą jedzenia i wyrzuciłam do kosza stojącego nieopodal. Zgarnęłam z blatu mojego IPhone'a i puszkę z jakimś sokiem, po czym ruszyłam w stronę wyjścia ze stołówki. W międzyczasie zaczął dzwonić dzwonek na lekcje. Zajęcia muzyczne. Wreszcie coś dla mnie. Pobiegłam do klasy, wpadając po drodze na kilka osób. W pomieszczeniu, wszyscy z grupy już byli obecni. Przyszłam ostatnia, niezła odmiana. Przy fortepianie siedziała Lucy, a obok niej, na podłodze Carter z gitarą akustyczną na kolanach. Usiadłam obok bruneta ze spuszczoną głową, nic nie mówiąc. Fray dalej wygrywała jakąś spokojną melodię na fortepianie, nucąc coś pod nosem, a Evans po prostu obserwował jej ruchy.
- Gdzie zniknęliście? - zapytałam cicho. Brawo Jasmine, miałaś ich przeprosić.
- Cały czas byliśmy tutaj - prychnął brunet. Zabolało. Był oschły w stosunku do mnie jak nigdy.
- Przepraszam, to nie powinno tak wyjść. Zachowałam się jak idiotka. Miałeś rację, zmieniłam się - westchnęłam, chowając twarz w dłoniach. Poczułam rękę wędrującą po moich plecach aż w końcu chłopak zamknął mnie w szczelnym uścisku.
- Nie zależnie od tego jaka będziesz, zawsze będę cię kochał, Mała - wyszeptał w moje włosy. Zacisnęłam dłoń na materiale jego niebieskiej koszulki, mocniej się w niego wtulając. Niech tak będzie już zawsze. 
- I znowu, jesteście tacy uroczy, że aż nie dobrze się robi - zachichotała Lucy, a ja i Carter gwałtownie odsunęliśmy się od siebie - a to przypominało dwójkę siódmoklasistów przyłapanych na przytulaniu się. Zabawne.
- Widzę, że humor ci się wyostrza, Lu - potarmosiłam jej idealną fryzurę, a ona spojrzała na mnie z pretensją wymalowaną na twarzy. Wszyscy zaczęliśmy się głośno śmiać z zaistniałej sytuacji.
 Reszta lekcji minęła dosyć spokojnie. Lucy przygrywała na fortepianie, kilka osób grało na skrzypcach, niektórzy śpiewali, reszta robiła za chórki.
 
***
 
 Wysiadłam z samochodu, głośno trzaskając drzwiami. Moja matka faktycznie po mnie przyjechała tuż po lekcjach. To samo w sobie nie jest nic złego, tylko, że całą drogę przegadała na temat zbliżającego się konkursu baletowego. Denerwująca gadanina. Za sobą słyszałam tylko jak krzyczy, że wróci za kilka godzin, ponieważ musi coś załatwić w Birmingham. Weszłam do domu i zrzuciłam ze stóp niewygodne baleriny. Ile ja bym dała żeby wyglądać inaczej. Wlokłam się po schodach na górne piętro, aż dotarłam do mojego pokoju. Ciężko wzdychając, opadłam na łóżko z telefonem w ręku. Kolejny dźwięk. Kolejna wiadomość.
 
Od: Dupek    14:28
  Tęskniłaś?
 
Do: Dupek    14:28
 Za tobą? Nigdy.
 
Od: Dupek
 Obydwoje doskonale wiemy, że tęskniłaś, Księżniczko ;-) wyjrzyj przez okno :-*
 
 Gwałtownie podniosłam się z materaca, w głębi duszy licząc, że on żartował. Niestety moje modły nie zostały wysłuchane. Stał pod moich oknem i szeroko się do mnie uśmiechał. Nie znoszę tego cwaniackiego uśmieszku.
 
 
***
Dobra, więc był słodki moment Carter'a i Jasmine (jak ja kocham tych dwoje)
Był upierdliwy aczkolwiek uroczy Ross
Była również Lucy i jej genialne poczucie humoru
czyli jest wszystko co potrzeba było :D
Kocham pisać tutaj rozdziały, tworzy się je tak lekko, że to sama przyjemność.
Nie wiem kiedy next (znając mnie zaraz zacznę pisać nexta i pojawi się za max. 4 dni)
Więc do napisania!


Gossip Girl

 

czwartek, 19 lutego 2015

Rozdział 4

 W poprzednim rozdziale...
Jak najciszej tylko potrafiłam, otworzyłam drzwi i weszłam do środka, a tam stanęłam jak wryta. Moja mama siedziała na moim łóżku z rękami założonymi na piersiach, a jej mina zwiastowała nie najlepsze wiadomości dla mnie.
- Rano mi to wszystko wyjaśnicie, aczkolwiek nie obejdzie się bez konsekwencji-oznajmiła oschłym tonem i wyszła...
 
 
- Nigdy więcej nie piję - mruknęła Lucy chowając głowę pod poduszką. Przez jakieś piętnaście minut próbowałam ją obudzić.
- Nigdy więcej nigdzie z tobą nie wychodzę, Fray. Nawet nie masz pojęcia w co mnie wkopałaś.
- Możliwe - obróciła się do mnie plecami, a ja przewróciłam teatralnie oczami. Ta dziewczyna była niemożliwa.
- Pamiętasz cokolwiek z tego co się działo w nocy?-usiadłam na łóżku, przyglądając jej się badawczo. Pokręciła głową przecząco.
- Film mi się urwał w momencie, gdy chwyciłam pierwszy kufel piwa-zachichotała, nakrywając się pierzyną jeszcze bardziej.
- Może to i dobrze - przeciągnęłam ostatnią głoskę- aczkolwiek słodko wyglądałaś z tym brunetem. I jak o nim opowiadałaś. Po prostu rozczulające.


- Był taki uroczy - bełkotała z pijackim akcentem.
- Tak, wiem. Mówisz to już chyba po raz piąty, Lucy.
- No le tak bło. Ten blondyn był całkiem niezły - chichotała. Jednak procenty krążące w jej żyłach robiły swoje.
- Bardziej bym powiedziała, że był... upierdliwy. Tak, to jak najbardziej trafione określenie - położyłam przyjaciółkę na łóżko.
- Le przystojny, to się liczy - uniosła mały palec w góre, po czym wybuchła histerycznym śmiechem. 
- Oczywiście Lucia, oczywiście.

- Jaki brunet? - wytrzeszczyła oczy, a ja głośno się roześmiałam. Patrzyła na mnie przerażonym wzrokiem, przygryzając jednocześnie dolną wargę.
- Przyjaciel Ross'a, tego blondyna, który nas wczoraj odwiózł do domu - mówiłam obojętnym tonem, ale w środku śmiałam się z reakcji Lucy. To wyglądało co najmniej przekomicznie.
- Ross? Ross. Ross. Ross. Ross - mruczała pod nosem, masując skronie. Kolejna zabawna sytuacja tego poranka. 
- Nie przejmuj się, z pewnością więcej ich nie spotkamy, więc nie masz nad czym ubolewać - wzruszyłam ramionami, podnosząc się z materaca - wstawaj, bo inaczej jeszcze pogorszymy humor mojej mamy.
- Nie pamiętam nawet o co chodzi. Co za paradoks - wtuliła twarz w poduszkę.
- Nic na to nie poradzisz - podsumowałam - rusz się.
 Zero reakcji. Nadal leżała zakryta kołdrą po nos z twarzą wtuloną w różową poduszkę. Stałam wpatrzona w chyba tak de facto bardziej moje łóżko niż blondynkę. Ona była tam w sumie niewidoczna. 
- To idę po wodę - oznajmiłam, a Lucia natychmiastowo zerwała się z materaca i pomknęła do łazienki prawie się wywracając. 
- Och, Lucy, Lucy - mruknęłam siadając na białej kanapie, stojącej pod oknem. Nagle mój telefon wydał z siebie sygnał oznajmiający nową wiadomość. Sięgnęłam po urządzenie i przeciągnęłam opuszkiem kciuka po ekranie, odblokowują go tym samym. 

Od: Nieznany     7:44
 Witaj Księżniczko, może wyrwiemy się dzisiaj gdzieś i poprawimy nieco twój gust? xx

Tylko jedna osoba tak do mnie mówiła. Aż nie dobrze mi się robi jak o nim myślę. Zaczęłam wpisywać treść wiadomości do blondyna. Ustawiłam jeszcze tylko nazwe kontaktu.

Do: Dupek     7:45
a) mam szkołe, nie wiem jak ty b) nie mam ochoty nigdzie z tobą wychodzić, dupku c) mam szlaban

Dumna z siebie wysłałam sms'a i odłożyłam telefon. W tym samym momencie z łazienki wyszła przebrana już Lucy.
- Jestem gotowa na rzeź - burknęła, przeczesując dłonią swoje jasne włosy.
- Więc chodźmy - wstałam i pobiegłam na dół. W kuchni zastałam wpatrzoną w gazetę mamę. Jej mina mówiła sama za siebie. Będzie mnie trzymała jeszcze bardziej na łańcuchu. Chwyciłam z blatu jabłko, po czym zajęłam miejsce naprzeciwko niej, a tuż obok mnie Lucy. 
- Możecie mi wyjaśnić co miało miejsce wczoraj? - zapytała oschle, odkładając prasę na stół.
- Ja... - zaczęłam niepewnie.
- To wszystko moja wina, ja ją namówiłam na to wyjście, imprezę i w ogóle -mówiła szybko Lucy. 
- Co nie zmienia faktu, że obwie za to odpowiecie. Jasmine, nie możesz wychodzić, nigdzie przez najbliższy miesiąc. Ja cię będę zawozić do szkoły i odbierać po lekcjach. A co do ciebie Lucia, to poinformuję już Elizabeth, ona ci da odpowiednią kare. A teraz zbierajcie się i chodźcie, zawiozę was do szkoły.
 Będę pod jej całkowitą kontrolą. Jej uwadze nie umknie absolutnie nic. To będzie najdłuższy miesiąc mojego życia. Zdecydowanie tak. Witajcie książki. Żegnajcie wypady z Lucy. Moja rodzicielka opuściła pomieszczenie, zostawiając tym samym naszą dwójkę w absolutnej ciszy.
- Cholercia, nie dobrze. Bardzo nie dobrze - prychnęła Fray.
- Nie narzekaj, twoja mama nie jest aż tak surowa jak moja. Co najwyżej skonfiskuje Ci telefon. To nic złego - wzruszyłam ramionami i ruszyłam do głównego korytarza. Zarzuciłam plecak na ramię i wsunęłam na nogi baleriny (nie pozwalano mi nosić trampek. Je nosi tylko "klasa niższa" jak to mówiła moja matka). Po chwili dołączyła do mnie przyjaciółka i razem poszłyśmy w stronę auta. Zajęłyśmy miejsca na tyle i zaczęłyśmy robić to co chciałyśmy. Ja czytałam Pamiętnik, natomiast Lucy słuchała muzyki. Znając jej upodobania to pewnie było coś w rodzaju Justina Bieber'a czy czegoś takiego. Nie znosiłam takiej muzyki. Wolałam klasykę chociaż zdarzało mi się gustować w takich zespołach jak The Rolling Stones lub Guns n' Roses. Po pewnym czasie pojazd zatrzymał się przed budynkiem, a ja i Lucy wysiadłyśmy na zewnątrz, nawet słowem nie odzywając się do mojej mamy. 
- Nadal odnoszę wrażenie, że twoja matka mnie nie lubi. Poza tym, niezła z niej jędza. Jest zbyt poważna - napomknęła blondynka.
- Przesadzasz Lu. Ona cię lubi tylko, że okazuje to na swój sposób.
- Który jest dziwny - dodała - i nikt nie nazywa mnie Lucia.
Zdawałam sobie sprawę z tych wszystkich rzeczy.
- A co u Annie? - brawo Jasmine, genialnie zmieniasz temat. Annie to młodsza o rok siostra Lucy. 
- Całkiem nieźle, podobno jutro ma jakiś konkurs. Rzępoli na tej wiolonczeli od rana do nocy. Nerwicy można dostać.
- Dobrze, że się rozwija - podsumowałam, na co Fray skinęła głową. W końcu doszłyśmy na nasze miejsce. Parapet przy szafkach, gdzie siedzieli nasi znajomi. Wyprzedziłam przyjaciółkę i podbiegłam do dobrze znanego mi bruneta. Pocałowałam go w policzek na przywitanie i przytuliłam.
- Cześć Piękna - mruknął trącając mnie nosem.
- Hej Carter - odpowiedziałam uśmiechnięta.
- Rozczulacie mnie - zaśmiała się Lauren, siostra mojego chłopaka.
- Fakt, słodcy są - powiedziały równocześnie siostry Fray.
- Czasami się was boje, jak mówicie tak na raz - stwierdziłam, a blondynki spojrzały po sobie i wybuchnęły śmiechem. 
- Nie ty jedyna, Jas - Carter mocniej mnie objął w pasie, przyciągając do siebie. Cmoknęłam go przelotnie w usta i usiadłam na parapecie. Wyciągnęłam w torby książkę i wróciłam do czytania. 
- Przestań, Kujonku - brunet wyrwał mi z rąk moją lekturę. Ten chłopak mnie rozczulał. Spojrzał na okładkę i wykrzywił usta w grymasie - co ty czytasz dziewczyno?
- Narzekasz, bo w tym nie ma pościgów, skąpo ubranych lasek, miliona trupów, broni i takich kretyńskich rzeczy - prychnęłam, podciągając kolana pod brodę.
- Czasami mam wrażenie, że twoja matka doszczętnie cię zniszczyła. Nie jesteś tą Jas, którą poznałem. Tamta była szalona, łamiąca reguły. W takiej byłem zakochany. A teraz? Teraz jesteś taka ułożona, zbyt nudna - mówił zdenerwowany Evans.
- Skoro to ci tak bardzo nie pasuje, to dlaczego w ogóle jesteśmy razem, Carter? - zeskoczyłam z parapetu i spojrzałam na chłopaka, zadzierając brodę do góry.
- Jasmine, nie o to mi chodzi - zaczął niepewnym tonem. Reszta tylko nam się w ciszy przyglądała. 
- Nigdy o to nie chodzi - odparłam łamiącym się głosem i pobiegłam w stronę łazienek. Dalej Jasmine. Nie będziesz płakać. Nie będziesz się załamywać przez Cartera. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i otworzyłam wiadomość od Ross'a.

Od: Dupek    8:04
 Ranisz mnie, Księżniczko. Od kiedy jesteś taka grzeczna?

Do: Dupek    8:23
 Psujesz mi humor jeszcze bardziej niż do tej pory został spieprzony, dupku

Odłożyłam urządzenie na bok i przemyłam twarz chłodną wodą. Może Carter miał rację? W lustrze widziałam ułożoną dziewczynę o nienagannych mianierach. To nie było to samo co dwa lata temu, gdy przeniosłam się do tej szkoły. Ekran smartfona się rozświetlił i wyświetlił wiadomość od blondyna.

Od: Dupek    8:37
 Kłopoty w raju, co Księżniczko? 
Ps. Mogę być twoim pocieszycielem, podobno jestem w tym genialny

Do: Dupek   8:37
Jak narazie jesteś genialny w denerwowaniu mnie. A teraz wybacz, muszę pójść na lekcję.

 Wrzuciłam telefon do torby i wyszłam z toalety. Skierowałam się w stronę klasy biologicznej, nucąc pod nosem melodię Love Me Like You Do. Gdy weszłam do klasy, oczy wszystkich skierowały się na mnie. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, ale nigdzie nie widziałam Lucy, Carter'a ani Christiny. 
- Dziwne - powiedziałam do siebie i zajęłam swoje miejsce na końcu klasy. Jakieś pięć minut później do klasy wpadli moi przyjaciele. Fray usiadła obok mnie, a Evans i Williams w ławce za nami. Wkrótce zaczęła się biologia i każdy robił swoje. Pan O' Connor coś tłumaczył, bliźniaczki (które swoją drogą były straszne) zawzięcie wszystko notowały, ja rysowałam jakieś kwiatki na marginesie, niektórzy pozasypiali na ławkach, Carter rozmawiał z Christiną, natomiast Lucia chyba smsowała z kimś. W pewnym momencie, blondynka trąciła mnie ramieniem i bezgłośnie powiedziała: telefon. Wyciągnęłam urządzenie i przeczytałam wiadomość.

Od: Fray    9:16
 Wiesz jak Carter się o ciebie martwił? Szukaliśmy cię po całej szkole

Do: Fray    9:16
 Nikt was do tego nie zmuszał...
 
Od: Fray   9:17
 Ale on ciebie kocha idiotko. Zrozum, że mu na tobie zależy i ma tylko ciebie. I robicie aferę praktycznie z niczego. Zastanów się nad tym, Jas
 
Chyba właśnie spieprzyłam wszystko na czym mi zależy.


***
Proszę państwa czy to nie aby najdłuższy rozdział w mojej karierze, który jest chuj wie o czym? xD
TAK DOKŁADNIE.
tak po mistrzowsku go skopałam, że cholera nie wiedziałam czy go opublikować czy też nie
ostatecznie się pojawił, ale jest jednym słowem HOPELESS
swoją drogą czytałam ostatnio tą książkę i nie jest jakaś porywająca
aczkolwiek może być jeżeli ktoś woli coś typu melodramat/ romansidło
ale czemu ja tu piszę o książce
tak brawo Lost, pisz o jakimś romansidle w notce pod rozdziałem
ekhem, no, więc do napisania
 
Lost In Stereo

 

niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział 3

  Chcę wrócić do domu, natychmiast. Złym pomysłem było przychodzenie tutaj. Powinnam była zostać w domu i oglądać jakiś kiepski serial albo dobre romansidło. A zamiast tego mam co? Natrętnego blondyna, obejmującego mnie ramieniem i jakieś grupki tancerzy. No i nie mogę zapomnieć o mojej przyjaciółce flirtującej z jakimś chłopakiem. Patrząc na styl taneczny, który był obecnie prezentowany, zdecydowanie wolę balet. On przynajmniej pięknie wygląda, a nie takie coś co jest nie wiadomo czym.
- I jak ci się podoba?-zapytał podekscytowany chłopak, spoglądając na mnie z góry. W takich chwilach nienawidzę mojego wzrostu. Przy nim wyglądam jak jakiś skrzat ogrodowy.
- Zupełnie mi się nie podoba-wygięłam usta w grymasie, a Ross zrobił zdziwioną minę.
- Jak takie coś może komuś nie przypaść do gustu? Przecież oni są świetni - wskazał na tancerzy.
- Widocznie ja jestem inna. Wracam do domu, pa-odwróciłam się na pięcie i wyszłam z klubu. Stanęłam na chodniku i rozejrzałam się po okolicy. Nie miałam za grosz pojęcia gdzie się znajdowałam. Do mamy nie mogę zadzwonić, bo miałabym nie małe kłopoty. Lucy zabawia się z jakimś chłopakiem. Dlaczego w takich momentach moja orientacja w terenie jest równa zeru?! Usiadłam na chodniku i ściągnęłam ze stóp szpilki. Chce spać. Jestem zmęczona i... i w tym momencie zachowuje się jak jakaś rozpieszczona dziewczyna.
- I co? Nie udało ci się za daleko pójść, Księżniczko.
Gorzej by nie mogło. Moja myśl przewodnia wieczoru, a raczej nocy brzmiała dokładnie tak. Nienawdzię tego blondyna pomimo tego, że znam go jakieś 20 minut, ale już nie chcę go bardziej poznawać. Spojrzałam przez ramię na chłopaka. Stał z jakimś brunetem u boku, a obok ciemnowłosego stała pijana Lucy. Coś mamrotała pod nosem z typowym pijackim akcentem.
- Może pomóc ci z nią? Nie sądzę żeby ci się udało zawlec ją do domu w pojedynke-odezwał się brunet.
- Nie trzeba, jakoś dam radę-mruknęłam niechętnie. "Okłamujesz samą siebie", mówiła moja podświadomość.
- Nie kłam, Księżniczko. Nie daleko mam zaparkowane auto, podwiozę ciebie i twoją schlaną koleżankę-powiedział Ross z chytrym uśmieszkiem wymalowanym na twarzy. To mi się stanowczo nie podoba. Zły pomysł.
- To jak?-odezwał się brunet.
- Niech będzie, nie mam innego wyboru-westchnęłam i podniosłam się z chodnika, chwytając w ręce moje znienawidzone szpilki. Po kilku minutach, gdy już wciągnęliśmy pijaną Lucy do auta, jechaliśmy w stronę mojego domu. Nadal nie wierzę, jak mogłam podać mój adres temu idiocie.
- Co tak siedzisz cicho, Księżniczko? Jesteś taka zbyt grzeczna.
- Nie jestem grzeczną dziewczynką, Ross-warknęłam, uśmiechając się sztucznie.
- Dyskutowałbym z tobą, gdyby nie fakt, że nie mam na to ochoty-zakpił blondwłosy.
- Oczywiście, po prostu nie miałbyś dobrej argumentacji.
- Tak, a to ja się trzęsę ze strachu o to, że mnie rodzice złapią na tym, że wymknąłem się potajemnie z domu i moja przyjaciółka jest schlana w trzy dupy-zironizował, gdy wjeżdżaliśmy na ulicę, na której mieszkałam. Moje tortury chyliły się ku końcowi i całe szczęście. W końcu zatrzymaliśmy się przed moją posiadłością. Światła w oknach nie były zapalone, czyli mama widocznie poszła spać. Jestem uratowana! Gdy tylko samochód się zatrzymał, wysiadłam na zewnątrz, tak samo jak postąpił przyjaciel Ross'a. Nadal nie znałam imienia bruneta, ale nie sądziłam, że będzie mi ono potrzebne. Wspólnymi siłami wyciągnęliśmy z auta blondynkę i zaprowadziliśmy pod same drzwi.
- Dzięki za pomoc. Dobranoc-"odebrałam" Lucy od bruneta i weszłam do domu, zatrzaskując za sobą drzwi. Oparłam moją przyjaciółkę o ścianę i odwróciłam się w stronę salonu. Tam moja mama nie siedziała, w kuchni też jej nie było. Wróciłam do dziewczyny i pomogłam jej wstać. Powolnym i dosyć chwiejnym krokiem ruszyłyśmy w stronę schodów. Wejście po nich do najłatwiejszych również nie należało. Gdy już znajdowałyśmy się na pierwszym piętrze, skierowałyśmy się do mojej sypialni. Jak najciszej tylko potrafiłam, otworzyłam drzwi i weszłam do środka, a tam stanęłam jak wryta. Moja mama siedziała na moim łóżku z rękami założonymi na piersiach, a jej mina zwiastowała nie najlepsze wiadomości dla mnie.
- Rano mi to wszystko wyjaśnicie, aczkolwiek nie obejdzie się bez konsekwencji-oznajmiła oschłym tonem i wyszła.
 
***
Wpadka! Jest źle rozdział nie wiem kiedy będzie, bo mam ferie i jest mega :D
Mam nadzieję, że wam się spodobał
 
Lost In Stereo
 

sobota, 7 lutego 2015

Rozdział 2

- A może wróćmy do domu? Wypijemy herbate, obejrzymy...-blondynka przerwała mi wypowiedź ruchem dłoni.
- Błagam cię, nie zachowuj się jak stara babcia, bo jak bóg mi świadkiem, utopie cię z rzece. Jesteś taka nudna, zbyt ułożona.
- Przesadzasz Lucy-przewróciłam oczami, po czym rozejrzałam się dookoła siebie. Szłyśmy ulicą, na której znajdowały się tylko i wyłącznie kluby, kasyna, najdroższe hotele, a wszystko oświetlały tylko różnokolorowe neony. Nie czułam się tam dobrze. Mam wrażenie, że tam nie pasowałam. Lu może i tak, ale ja byłam jej kompletnym przeciwieństwem. Ona była szalona, ja poważna. Ona lubiła ryzyko, ja wolałam przestrzegać reguł. Ona była leniwa, ja byłam perfekcjonistką. I tak można wymieniać bez końca. W każdym razie, nie miałam za grosz pojęcia dokąd idziemy, ale miałam przeczucie, że to mi się nie spodoba. O dziwo, doszłyśmy do końca "imprezowej" ulicy i skręciłyśmy w jakąś boczną, wąską uliczkę.
- Proszę cię, wracajmy-ścisnęłam jej ramię z nerwów.
- Boisz się? Jasmine się czegoś boi, bawne-parsknęła, a ja wygięłam usta w grymasie. Blondynka zatrzymała się przed jakimiś drzwiami i zastukała w nie trzykrotnie, a po chwili zostały otworzone. Moja przyjaciółka siłą mnie tam zaciągnęła, dosłownie. Cały klub wypełniał nieprzyjemny zapach dymu zmieszanego z potem i naprawdę nie chcę wiedzieć z czym jeszcze. Ściany były pokryte czerwoną farbą i tego samego koloru kanapy stojące w różnych zakamarkach pomieszczenia.
- Gdzie my jesteśmy?-zapytałam niepewnie.
- W klubie, jakbyś nie zauwarzyła-prychnęła, ciągnąc mnie za nadgarstek w stronę baru. Przeciskałyśmy się między spoconymi i jak sądzę, nieźle wstawionymi nastolatkami. Aż mi się nie dobrze robiło. Zdecydowanie wolałabym zostać w domu i oglądać jakiś niezły film romantyczny. Ale nie, bo po co. Przecież można iść do klubu i się schlać do nieprzytomności. Usiadłam niechętnie na wysokim stołku tuż przy barze, a Lucy poszła zamówić coś do picia. Szczerze? Nie zauważyłam tutaj ludzi mających powyżej 21 lat, co wydało mi się dosyć dziwne. Wodziłam wzrokiem po całym pomieszczeniu, aż zauważyłam moją przyjaciółkę, wracającą z drinkami w rękach. Wcisnęła mi jedną szklankę i zadowolona usiadła na krześle barowym obok. Wzięłam powoli pierwszy łyk i z chwilą przełknięcia napoju, skrzywiłam się. Takie coś to nie moje klimaty.
- Dziewczyno, nie mów, że nie lubisz czegoś takiego-blondynka spojrzała na mnie spod byka.
- Nie każdy lubi alkohol, Lucy.
- No dobra, to pójdę ci wziąć jakiś sok-uśmiechnęła się przelotnie i zeskoczyła z barowego krzesła.
 Najchętniej bym stąd wyszła, wróciła do domu i przeczytała jakąś romantyczną książkę. Ale nie, bo po co. Można siedzieć w jakimś klubie, z kilkudziesięcioma upitymi ludźmi. Zapewne następnego dnia nie będą pamiętać co się działo i możliwe, że rozpadną się co najmniej dwa związki. Typowa sytuacja dla takich rzeczy.
- Co taka śliczna dziewczyna robi tutaj sama?-usłyszałam za sobą, a gdy się odwróciłam, zobaczyłam jakiegoś chłopaka. Wysoki blondyn, o ciemnych oczach.
- Jestem tu z przyjaciółką-rozejrzałam się po klubie, zauważyłam ją rozmawiającą z jakimś brunetem-Tam jest-wskazałam ją chłopakowi.
- To widocznie przypadła mojemu koledze do gustu-zaśmiał się, siadając obok mnie.
- No cóż, to fajnie, ale ja już będę się zbierać-chrząknęłam i zsunęłam się z siedzenia. Od odejścia powstrzymał mnie lekki uścisk na nadgarstku.
- Chyba nie zostawisz koleżanki samej, co Księżniczko?
- Nie mam zamiaru siedzieć tutaj sama i patrzeć jak zabawia się z jakimś chłopakiem-fuknęłam.
- Jeżeli chcesz mieć towarzystwo, to jestem do twojej dyspozycji-uśmiechnął się cwanie.
- Oh mój wybawco, jak mam ci dziękować?-teatralnie westchnęłam, krzyżując ręce na piersi.
- Bez nerwów, Księżniczko. Złość piękności szkodzi-przyciągnął mnie do siebie.
- Nie nazywaj mnie "Księżniczką".
- Jak sobie Księżniczka życzy-ukłonił się, lekko uśmiechając się przy tym- Lynch. Ross Lynch.
- Za dużo Bond'a się naoglądałeś. Jasmine Hepburn-rzuciłam od niechcenia.
- Piękne imię, dla pięknej dziewczyny-objął mnie ramieniem.
- Każdej tak mówisz?-spojrzałam na niego z dołu, jako że byłam niższa o kilkanaście centymetrów.
- Tylko tobie- nagle na parkiet wbiegły dwie grupki nastolatków.
- O co tutaj chodzi?-uniosłam brwi, przeczesując włosy.
- Zaraz zobaczysz, powinno ci się spodobać.
- Powiedz mi, proszę.
- Cicho, po prostu patrz na to co się dzieje-mówił ze wzrokiem wbitym w tancerzy. Teraz została utwierdzona w przekonaniu, że kompletnie tutaj nie pasuje. Jestem na to zbyt ułożona.
 
***
 
Ross master podrywacz hahaha
no nieźle, nieźle
Tak fajnie mi się pisało ten rozdział
i chyba wyszedł całkiem całkiem niezły
dzisiaj trochę krótko ale mam nadzieję, że mi wybaczycie ;)
next w następnym tygodniu!
 
Lost In Stereo
 


 

sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział 1

23 czerwca 2004r.
 
- Jasmine, zatańcz to jeszcze raz. Musisz wypaść idealnie na tym przedstawieniu-powtarzała kobieta. - Nie możemy zrobić jakiejś przerwy?-zapytała dziewczynka, siadając na podłodze.
- Masz wypaść jak najlepiej, wstawaj i powtórz to-odpowiedziała głosem nieznoszącym sprzeciwu, a siedmiolatka niechętnie podniosła się z dębowej podłogi. Poprawiła różowe tutu i zaczęła ponownie tańczyć określone figury. W pewnym momencie muzyka ucichła, a przy magnetofonie stał ojciec młodszej Hepburn.
- Mogłabyś dać już jej spokój. To dzieciak, powinna bawić się na dworze z Lucy i resztą koleżanek, a nie spędzać całe dnie w sali na ćwiczeniach.
- Jeżeli ma coś osiągnąć w życiu, to niech się przyłoży do tego co robi-mruknęła Anastasia-Niech nie zadaje się z ludźmi niższego pokroju.
- Lucy nie jest biedna, tylko taka jak ja-burknęła siedmiolatka, zakładając ręce na piersi.
- Co nie zmienia faktu, że powinnaś jeszcze więcej trenować.
- Ana, daj jej spokój. Leć maluchu się przebrać i zawiozę cię do Lucy-powiedział Anthony i wyszedł z pomieszczenia.
 
5 stycznia 2015r.
 


- Jasmine, masz to zatańczyć jeszcze raz. To jak teraz wygląda twój układ, jest niedopuszczalne!-krzyczała moja mama, ponownie włączając muzykę. Poprawiłam koka i wykonałam kolejną figurę.
 
 
- Nieźle, Hepburn-usłyszałam za sobą. Spojrzałam w lustro i ujrzałam opierającą się o futrynę blondynkę. Zaśmiałam się, kątem oka zerkając na moją mamę. Wysoką blondynkę o niebieskich oczach i szczupłej sylwetce. Wiecznie ubrana w białą koszulę i czarną, ołówkową spódnicę. Nie wyglądała na zachwyconą z powodu wizyty Lucy. Tata by się z pewnością ucieszył. Bardzo lubił Lu i zawsze ją zagadywał, przez co dyskutowali godzinami na wszelkiego rodzaju tematy. Tak cholernie za nim tęsknie. Od jego śmierci zostałam tylko z mamą, która jest nadwrażliwa na punkcie moich treningów. Nie mam nawet chwili wytchnienia. To naprawdę frustrujące.
- Idź się przebierz, skończymy jutro-westchnęła niechętnie Anastasia- Witaj Lucia.
- Dzień dobry, pani Hepburn-mruknęła Fray-Jas, zbieraj się.
- O nie, nie, nie, ty nigdzie dzisiaj nie wychodzisz-zaprotestowała moja mama.
- Ale mamo...-przerwała mi.
- Nie ma żadnego "ale".
- Mam 18 lat, mogę decydować o sobie!
- Jasmine Roselle Annabeth Hepburn, nie tym tonem!-uniosła się-Lucia, powinnaś już iść.
- Dopiero co przyszłam-prychnęła blondynka, a ja się zaśmiałam. Lucy tak łatwo nie odpuści i stąd nie pójdzie. Moja mama teatralnie przewróciła oczami i wyszła z sali, a moja przyjaciółka obrzuciła ją pustym spojrzeniem, gdy mijała ją w drzwiach.
- Ona mnie nie znosi-zachichotała, siadając na podłodze.
- Wiem. Twierdzi, że nie masz za grosz manier i jesteś niższego pokroju-rozpuściłam włosy i przeczesałam je dłonią.
- Nie masz jej dość? Zabrania ci wszystkiego.
- Czasami mam ochotę powiedzieć jej, że to co robi jest naprawdę denerwujące, ale nie wiem jakby na to zareagowała-westchnęłam.
- Przesadzasz. Jesteś pełnoletnia. Powinnaś się zakochiwać, łamać serca, chodzić na imprezy. Zamiast tego, cały czas siedzisz w tej sali. Nie długo tutaj korzenie zapuścisz-kręciła się po całym pomieszczeniu, nucąc jakąś piosenkę.
- Sama trenujesz balet.
- Ale moja mama nie ma na punkcie tego takiej obsesji jak twoja-wytknęła mi język-chodź, dzisiaj cię gdzieś porywam. Musisz się rozerwać, bo skończysz jako zgrzybiała babcia.
- Jesteś czasami wkurzająca, ale kocham cię jak siostrę-pokręciłam głową z uśmiechem i zaczęłam biec w stronę drzwi- Kto ostatni, stawia kawę!-pomknęłam przez kuchnię, gdzie siedziała moja mama.
- Co ty taka rozanielona?-zapytała nie podnosząc wzroku znad gazety.
- Później ci wyjaśnię!-odkrzyknęłam, wbiegając po schodach. Roześmiana wpadłam do pokoju i rzuciłam się na wielkie łózko okryte białą pierzyną. Zaraz za mną wbiegła blondynka. Zatrzymała się i oparła o futrynę, głęboko oddychając.
- Twoja mama patrzyła na mnie jak na wariatkę.
- Na mnie też, nie jesteś  w tym jedyne-parsknęłam, podchodząc do szafy. Była pełna sukienek, większość przeznaczona do baletu, aczkolwiek dało się znaleźć normalne sukienki. Ściągnęłam z wieszaka białą sukienkę bez ramiączek z przedłużanym tyłem. Do tego dobrałam jakieś złote dodatki i zrobiłam sobie delikatny makijaż. Lucy pożyczyła ode mnie jakąś kreację i również się wystroiła.
- Jak zauważy, że mnie nie ma, to chyba dostanie nerwicy-wykrzywiłam usta w grymasie, widząc Lu wychodzącą przez okno.
- Daj spokój bez ryzyka nie ma zabawy-zaśmiała się i zaraz zniknęła. Powtórzyłam jej ruchy i chwilę potem zmierzałyśmy w stronę klubu. W co ja się wkopałam?
 
***
No Jas, Jas co ty robisz?
Lucy taka niedobra, no i tak ją polubicie, ja to wiem :)
Rozdział z dedikejszyn dla Kasi i Roxy, moich dwóch kochanych nienormalnych ludzików.
Do zobaczenia za tydzień w niedziele :)
 
Lost In Stereo

Prolog

Mam marzenia, plany na przyszłość
Nie realizuje ich
Nie mogę
Realizuje plany mojej matki
Muszę
Chcę mieć życie jak normalna nastolatka
Chcąc, nie chcąc, to nie wykonalne
Oni by wpadli w szał
Chcę zmienić moje życie
Przerwać tą monotonię i zacząć normalnie funkcjonować
Wierzę, że to możliwe...
 
***
Mamy prolog, on jest taki sobie
Tutaj rozdziały będą pojawiać się co niedzielę :)
Mam nadzieję, że ten blog wam się spodoba
 
Lost In Stereo