Obracałam w dłoniach podarunek od blondyna. Nadal pozostawał nierozpakowany, sama nie wiem tak naprawdę dlaczego. Po prostu siedziałam na łóżku i tempo wpatrywałam się w złoto-czerwony papier. Co on mógł mi dać?
"Rozpakuj, to się dowiesz" - podpowiadała mi podświadomość i to było najbardziej trafne wyjście z sytuacji. Głęboko westchnęłam, po czym zaczęłam rozrywać ozdobne opakowanie. Miałam w rękach zwykłe, niewielkie pudełko. Uchyliłam jego wieczko i w środku zobaczyłam dwa kolejne pakunki. Jedno było naprawdę niewielkie, a drugie wyglądało jak opakowanie płyty CD. Wyciągnęłam mniejsze i otworzyłam. Na śnieżnobiałej poduszeczce leżał łańcuszek z drobną zawieszką w kształcie gitary elektrycznej. Uśmiechnęłam się do siebie i delikatnie chwyciłam naszyjnik, a po chwili spoczywał na mojej szyi. Wzięłam drugie pudełko i otworzyłam. Nie pomyliłam się. W środku była płyta, na której widniał napis "Koniecznie odtwórz~Rossy". Zaśmiałam się pod nosem, po czym wstałam z materaca i włożyłam płytę do odtwarzacza. Po całym pokoju rozniósł się dźwięk gitary elektrycznej. Melodię kojarzyłam z magazynu, do którego chłopak mnie zabrał. Leżałam wpatrzona w sufit, wsłuchując się w piosenki. Chwyciłam do ręki telefon i zaczęłam pisać wiadomość do blondyna.
Do: Ross 20:13
Niezły ten twój prezent :)
Od: Ross 20:13
Podoba się?
Do: Ross 20:14
Jasne, te piosenki są świetne, ale jednak nadal wolę klasykę
Od: Ross 20:14
Zamilcz. Nie znasz się. Trzeba będzie nad tobą popracować. Do jutra belle xx
Uśmiechnęłam się lekko i odłożyłam urządzenie na szafkę nocną. Ten człowiek mnie fascynował bardziej niż powinien. Nie znał mnie, ale jednak zabrał do tego magazynu i pokazał jak to wygląda. To było miłe. Zdecydowanie, bardzo miłe. Chwila. Napisał "do jutra", czyli następnego dnia też ma zamiar przyjść.
***
Uniosłam się na łokciach rozglądając po pomieszczeniu. Za oknem już świeciło słońce, czyli musiało być około 12. Nadal byłam w tych samych ubraniach co dzień wcześniej, czyli musiałam zasnąć słuchając muzyki. Sobota. Wolność. Poprawka. Brak wolności - szlaban.
- Jaśnie pani wstała. Mam bić brawa? - usłyszałam głos Lucy. Odwróciłam głowę w stronę kanapy, stojącej pod oknem naprzeciwko łóżka. Faktycznie siedziała tam blondynka z rękami założonymi na piersi.
- Autografy na prawo, zdjęcia na lewo. Bez fleszy proszę - wytknęłam jej język - jak tu weszłaś?
- Twoja mama mnie wpuściła - wzruszyła ramionami.
- Żartujesz?
- A wyglądam? Nie. Nie zadawaj głupich pytań, bo mnie też to zdziwiło. Z tego co pamiętam, pojechała gdzieś.
- Dziwne, ona nigdy nie wyjeżdża - zamyśliłam się.
- Może kogoś poznała, ale nie chce ci powiedzieć - zasugerowała blondynka.
- Nie sądzę, to nie w jej stylu.
- Skąd wiesz, jest taka możliwość, ale koniec tematu. Wstawaj i sprawdź telefon, bo ktoś się dobija.
- To pewnie Ross - mruknęłam pod nosem, szukając urządzenia.
- Ross? Ten o którym mówiłaś? - zachichotała - wyczuwam romans - zanuciła, uśmiechając się szeroko.
- Głupia - podsumowuje, po czym dodaje - jestem z Carterem i nie mam zamiaru tego zmieniać.
- Szkoda, jeżeli to ten blondyn, który ciebie wczoraj odprowadzał, to tracisz wiele.
- Skąd o tym wiesz? - uniosłam brwi pytająco.
- Ja wiem wszystko, Jasmine. Zbieraj się i idziemy do twojego kochasia.
Przewróciłam oczami i wstałam niechętnie z łóżka, kierując się w stronę ogromnej, białej szafy. Wyciągnęłam z niej pierwszą lepszą sukienkę i poszłam do łazienki. Po kilkunastu minutach wróciłam z powrotem do pokoju. Zastałam tam blondynka, która nadal nie zmieniła swojego położenia od czasu mojego wyjścia i znudzona przeglądała coś w telefonie. Wyrwałam jej z rąk urządzenie i tym samym zauważyłam, że to był mój telefon.
- Powiem ci, że ciekawe te twoje sms'y z Ross'em - zaśmiała się, a ja zgromiłam ją wzrokiem.
- Zamknij się - prychnęłam.
- Księżniczka mnie obraziła, historyczne wydarzenie - dała mi kuksańca w żebra.
Nazwała mnie księżniczką. Tak nazywał mnie tylko Lynch. Och, stop. Nie myśl o nim, Jas. To zwykły idiota, mający dobry gust muzyczny. Dosyć. Nie wracam do tego. Może jednak nie kochasz Carter'a? Głupi głosik w głowie. Nie będę znowu prowadzić dialogu, a raczej monologu z samą sobą. To idiotyczne. Tak samo jak ty. Daj mi spokój.
- Chodź - Fray pociągnęła mnie za nadgarstek do wyjścia. Czy chciałam tam iść? Nie wiem. Nie miałam pewności. Szłyśmy w ciszy. Tzw. niezręczna cisza dopadła i nas. Blondynka co jakiś czas otwierała usta, jednak po chwili je zamykała, jakby zapomniała co chciała powiedzieć. To takie denerwujące. W końcu docieramy do domu bruneta. Zapukałam lekko w drzwi i zrobiłam jeden krok do tyłu. Drzwi się uchyliły.
- Um, cześć? - Ross?!
- Jaśnie pani wstała. Mam bić brawa? - usłyszałam głos Lucy. Odwróciłam głowę w stronę kanapy, stojącej pod oknem naprzeciwko łóżka. Faktycznie siedziała tam blondynka z rękami założonymi na piersi.
- Autografy na prawo, zdjęcia na lewo. Bez fleszy proszę - wytknęłam jej język - jak tu weszłaś?
- Twoja mama mnie wpuściła - wzruszyła ramionami.
- Żartujesz?
- A wyglądam? Nie. Nie zadawaj głupich pytań, bo mnie też to zdziwiło. Z tego co pamiętam, pojechała gdzieś.
- Dziwne, ona nigdy nie wyjeżdża - zamyśliłam się.
- Może kogoś poznała, ale nie chce ci powiedzieć - zasugerowała blondynka.
- Nie sądzę, to nie w jej stylu.
- Skąd wiesz, jest taka możliwość, ale koniec tematu. Wstawaj i sprawdź telefon, bo ktoś się dobija.
- To pewnie Ross - mruknęłam pod nosem, szukając urządzenia.
- Ross? Ten o którym mówiłaś? - zachichotała - wyczuwam romans - zanuciła, uśmiechając się szeroko.
- Głupia - podsumowuje, po czym dodaje - jestem z Carterem i nie mam zamiaru tego zmieniać.
- Szkoda, jeżeli to ten blondyn, który ciebie wczoraj odprowadzał, to tracisz wiele.
- Skąd o tym wiesz? - uniosłam brwi pytająco.
- Ja wiem wszystko, Jasmine. Zbieraj się i idziemy do twojego kochasia.
Przewróciłam oczami i wstałam niechętnie z łóżka, kierując się w stronę ogromnej, białej szafy. Wyciągnęłam z niej pierwszą lepszą sukienkę i poszłam do łazienki. Po kilkunastu minutach wróciłam z powrotem do pokoju. Zastałam tam blondynka, która nadal nie zmieniła swojego położenia od czasu mojego wyjścia i znudzona przeglądała coś w telefonie. Wyrwałam jej z rąk urządzenie i tym samym zauważyłam, że to był mój telefon.
- Powiem ci, że ciekawe te twoje sms'y z Ross'em - zaśmiała się, a ja zgromiłam ją wzrokiem.
- Zamknij się - prychnęłam.
- Księżniczka mnie obraziła, historyczne wydarzenie - dała mi kuksańca w żebra.
Nazwała mnie księżniczką. Tak nazywał mnie tylko Lynch. Och, stop. Nie myśl o nim, Jas. To zwykły idiota, mający dobry gust muzyczny. Dosyć. Nie wracam do tego. Może jednak nie kochasz Carter'a? Głupi głosik w głowie. Nie będę znowu prowadzić dialogu, a raczej monologu z samą sobą. To idiotyczne. Tak samo jak ty. Daj mi spokój.
- Chodź - Fray pociągnęła mnie za nadgarstek do wyjścia. Czy chciałam tam iść? Nie wiem. Nie miałam pewności. Szłyśmy w ciszy. Tzw. niezręczna cisza dopadła i nas. Blondynka co jakiś czas otwierała usta, jednak po chwili je zamykała, jakby zapomniała co chciała powiedzieć. To takie denerwujące. W końcu docieramy do domu bruneta. Zapukałam lekko w drzwi i zrobiłam jeden krok do tyłu. Drzwi się uchyliły.
- Um, cześć? - Ross?!
***
I tym oto akcentem kończymy :D
Katarzyna zna mój plan o co będzie chodziło więc enjoy i domyślajcie się! ;)
Jutro do szkoły ;-; ratujcie mnie
R. I P. Ferie 2015 [*]
Do napisania!
~Gossip Girl